The Green Goose Cabaret

Kabaret Zielona Ges
Jest czwarta nad ranem, może sen przyjdzie... To oczywiście słowa piosenki Starego Dobrego Małżeństwa. Ale faktycznie zegar pokazuje czwartą nad ranem i żeby nie marnować czasu na przewracanie się z boku na bok w rozgrzanej pościeli, postanowiłam, że opowiem Wam o rysunku "Kabaret Zielona Gęś". Oczywiście zainspirował mnie genialny Konstanty Ildefons Gałczyński i jego surrealistyczny, pełen humoru kabaret. W sumie, opowiadając o tym rysunku, powinnam zacząć: Dawno, dawno temu, za lasami, za górami... bo było to lat 20 temu i z hakiem.
Wtedy właśnie, rysując sobie przy dźwiękach radiowej Trójki, pomyślałam, że założę swój własny kabaret. Miał to być kabaret ilustrowany – na kartach niewielkiego szkicownika, a rysunek prezentowany powyżej był jego pierwszą stroną. Dla zachęty narysowałam sobie nawet... jednego widza, który to rysunek przedstawiam ponizej. Szkicownik zapełniał się z tygodnia na tydzień, z roku na rok rysunkami, które były moją reakcją na różne zachwyty i rozpacze, na różne inspirujące słowa. Niektórymi z nich chętnie się z Wami tutaj podzielę w przyszłości.
A dlaczego o tym wszystkim piszę dzisiaj? Po pierwsze, żeby pochwalić się rysunkiem, bo jest fajny i szkoda go na zawsze utopić w szufladzie, po drugie, ponieważ właśnie czytam dzienniki młodej Sylvii Plath, które mnie zupełnie pochłonęły. Cóż to za fascynujący umysł! Głodny wiedzy, słowa, miłości, głodny kreacji i tworzenia! Jakże to była zdyscyplinowana i zdeterminowana dziewczyna, jakże ona ciężko pracowała. Wiecznie nienasycona!
Taki fragment, gdy miała 26 lat:
"Nauczę się (na pamięć) Eliota, Yeatsa, Dunbara. Nauczę się Szekspira, Blake'a, Thomasa i Hopkinsa. Wszystkich tych, którzy powiedzieli słowom 'STÓJ BEZ RUCHU' i przerabiali chwile, harmider i przepychanki szarych, anonimowych i ślizgających się słów na WERSY CO TAMUJĄ KRWAWIENIE, ŁĄCZĄ ZŁAMANE KOŃCZYNY I 'NA GŁOWIE NA POWRÓT CZASZKĘ USTAWIAJĄ.'"
Sylvia, oprócz miłości do słów, miała swoje demony, z którymi walczyła słowami właśnie. Na pewno napiszę tutaj więcej o dziennikach Sylvii Plath, bo nie wyobrażam sobie, by zabrakło dziewczyny tak pochłoniętej słowami w blogu o nazwie "Between Wor(l)ds".
No i czytając o Sylvii, pomyślałam o sobie dwudziestosześcioletniej... Wtedy właśnie założyłam, very private, "Kabaret Zielona Gęś" i powstał rysunek, o którym opowiadam dzisiaj.
Pora szykowac sie do pracy :) ...
Dobrego dnia!
psst
Inne rysunki ze szkicownika znajdziecie [tutaj] i [tuataj]
A Sylvie Plath przeczytacie [tutaj]


The Green Goose Cabaret
It's four in the morning, maybe sleep will come... Those are, of course, the lyrics from a song by Stare Dobre Małżeństwo. But as it happens, the clock truly shows four a.m., and rather than waste time tossing and turning in my warm bed, I decided to tell you about my drawing, "The Green Goose Cabaret." Naturally, I was inspired by the brilliant Konstanty Ildefons Gałczyński and his surreal, humor-filled cabaret.
In fact, talking about this drawing, I should probably begin with, "Once upon a time, beyond the woods and mountains..." because it happened over twenty years ago. Back then, while sketching to the sounds of Polish Radio 3 (Trojka), I had the idea of creating my own cabaret. It was meant to be an illustrated cabaret—contained within the pages of a small sketchbook. The drawing you see above became its very first page. For encouragement, I even drew an audience of one, an ink drawing I present above.
Week by week, year by year, the sketchbook filled with drawings—my responses to moments of delight and despair, to words that inspired me. Some of these I'd be happy to share with you here in the future.
But why am I writing about this now? First, to share this drawing because it's too good to leave forever hidden in a drawer. And second, because I've been utterly absorbed by reading the journals of a young Sylvia Plath. What a fascinating mind! Hungry for knowledge, for words, for love, for creation and expression. How disciplined and determined she was, how tirelessly she worked. Always insatiable!
Here's a fragment from when she was 26:
"I shall learn (by heart) Eliot, Yeats, Dunbar. I shall learn Shakespeare, Blake, Thomas, and Hopkins. All those who said to words, 'STAY STILL,' and turned the moments, the noise, and the shoving of gray, anonymous, slipping words into LINES THAT STAUNCH BLEEDING, MEND BROKEN LIMBS, AND SET THE SKULL BACK ON THE BODY."
Sylvia, alongside her love for words, had her demons, and she fought them with words too. I'll certainly write more about her journals here, because I can't imagine a blog called "Between Wor(l)ds" without a mention of a woman so consumed by language.
And as I read about Sylvia, I thought of my 26-year-old self... That was when I started, very private, "The Green Goose Cabaret," and this is the drawing I've told you about today. And now... time to go to work :)
Have a good day!
pssst
Other drawings from this sketchbook you will find [here] and [here]
And more about Sylvia Plath you will read [here]

The gramophon plays Liza Minelii ''Cabaret''.
Best,
K.