Podziemia

25/01/2025

 

Robert Macfarlane

"Podziemia. W glab czasu"


W swojej nowej książce Robert Macfarlane schodzi do podziemi. Odwiedza miejsca o "wymiarze dramaturgicznym", eksploruje przestrzenie, gdzie "ląd styka się z morzem, ciemność ze światłem, a skrajne światy zbliżają się do siebie na najmniejszą możliwą odległość". Doświadcza po raz kolejny, jak ekstremalne krajobrazy i niewzruszona dzikość wpływają na człowieka, wywołując w nim poczucie przesunięcia czasu. W takich miejscach czas, według Macfarlane'a, "zawija się i przetwarza", pozwalając na wzruszenia równoległe z prehistorycznymi wydarzeniami.Tak dzieje się choćby podczas wizyty w trudno dostępnych norweskich jaskiniach, które skrywają najstarsze północne malowidła naskalne. 

Te wyprawy na krańce ludzkiego świata skłaniają autora do refleksji nad kruchością ludzkiego istnienia. W przestrzeni "głębokiego czasu", liczonego epokami i eonami, nasze życie wydaje się zaledwie mgnieniem. Mimo to nawet tak ulotna cywilizacja jak nasza pozostawi po sobie trwały ślad – geologiczny marker, który stanie się znakiem rozpoznawczym antropocenu, naszą skamieniałością śladową. I tu pada pytanie, powtarzane raz po raz  za Jonasem Salkiem: "Czy jesteśmy dobrymi przodkami?".

Odległa przeszłość pozostawiła nam ukrytą w ciemnościach jaskiń prehistoryczną sztukę, malowidła naskalne, ślady rytualnych wzruszeń. A co my zostawimy po sobie?

 Rzeczywistość wydaje się ponura, gdyż wygląda na to, że naszym dziedzictwem będą odpady – "nasza własna wydalina, która uparcie wraca, żeby nas pochłonąć". Jesteśmy bezradni wobec "imperium rzeczy", które zostawiamy za sobą, takich jak dryfujące wyspy plastikowych odpadów na oceanach czy podziemne składowiska odpadów nuklearnych, nazywane Cloaca Maxima – Wielkimi Ściekami. To podziemne grobowce, które skrupulatnie oznaczamy dla przyszłych pokoleń. Te przestrogi przypominają powtarzane zaklęcia – balansujące między poczuciem winy a ostrzeżeniem. Są "najdoskonalszym z antropocenowych tekstów, naszą najczarniejszą mszą". Pozostawiając je, mamy nadzieję, że nasz język przetrwa, a jeśli nie on, to choćby znaki, które zdołają ostrzec naszych potomków przed katastrofą eksploracji tych miejsc.

Robert Macfarlane w swoich wyprawach oswaja ciemność, traktując ją jako stan, który pozwala dostrzec więcej. "Ciemność może pośredniczyć w widzeniu, a droga pod ziemię prowadzić ku objawieniu – a nie utracie". Autor opisuje dla nas wizyty w podziemnych obserwatoriach, gdzie poszukuje się w kosmosie śladów ciemnej materii. Przemierza paryskie katakumby, szuka ukrytej podziemnej rzeki. Opowiada o ludziach, którzy z pasją eksplorują podziemia, i takich, dla których nurkowanie w całkowitej ciemności stało się doświadczeniem transcendentalnym. "Człowiek znajduje się w kompletnej pustce, jakby trafił w przestrzeń kosmiczną. W pewnym momencie znika Bóg, znika przeszłość i przyszłość. Pozostaje jedynie teraźniejszość i następna milisekunda. Takie środowisko nie jest groźne. Człowiek odczuwa całkowity spokój".

Razem z autorem doświadczamy także arktycznego krajobrazu Grenlandii. Stajemy się świadkami cielących się lodowców, przenika nas głęboki błękit lodu, nazywany w Skandynawii "krwią lodowca". Rozumiemy, dlaczego w obliczu grozy i piękna tego krajobrazu autor doświadcza "gęstej mowy" – poczucia, że język jest niewystarczający.

I w końcu, w swojej książce Macfarlane przypomina nam, że zarówno nasza planeta, jak i my sami stanowimy jedność. Nie jesteśmy odrębnymi, niezależnymi organizmami, które wmówiły sobie, że są "królami istnienia". "Jesteśmy holobiontami – zespołami współpracujących organizmów, ekologicznymi jednostkami złożonymi z bilionów bakterii, wirusów i grzybów, które wspólnie koordynują projekt życia". Jeśli chcemy przetrwać, powinniśmy, podobnie jak Wood Wide Web, współpracować z wszelkim istnieniem, które nam towarzyszy.

Autor sugeruje, że warto zacząć to swiadome wspolistnienie od nowego języka – "gramatyki żywotności", która nada istnieniu natury nowe znaczenie – żywe znaczenie. Takie podejście do języka, dobrze znane społecznościom, które kiedyś niesłusznie określaliśmy mianem "prymitywnych", może zmienić nasz sposób postrzegania i traktowania świata.

Gorąco polecam książki Roberta Macfarlane'a. Dzięki jego opowieściom możemy doświadczać krajobrazów, których sami prawdopodobnie nigdy nie odwiedzimy, a które prowokuja do innego postrzegania świata.


K.




Robert Macfarlane

''Underland''


In his new book, Robert Macfarlane descends into the underworld. He visits places of "dramatic dimension," exploring spaces where "land meets sea, darkness meets light, and where extreme worlds draw as close to each other as possible." Once again, he experiences how extreme landscapes and untamed wilderness influence the human spirit, evoking a profound sense of temporal displacement. In such places, time, according to Macfarlane, "loops and transforms," allowing us to feel emotions in parallel with prehistoric events—such as during his visit to remote Norwegian caves that conceal the oldest northern cave paintings.

These journeys to the edges of the human world prompt the author to reflect on the fragility of human existence. Within the realm of "deep time," measured in epochs and eons, our lives seem to be no more than a fleeting moment. And yet, even such an ephemeral civilization as ours will leave behind an indelible mark—a geological signature that will serve as the hallmark of the Anthropocene, our fossilized trace. This brings forth a question, repeated from Jonas Salk: "Are we being good ancestors?"

The distant past has left us hidden treasures in the darkness of caves: prehistoric art, murals of ritual emotions. But what will we leave behind for those who come after us?

The answer seems grim: it appears our legacy will be waste—"our own excreta, stubbornly returning to consume us." We are powerless against the "empire of things" we leave in our wake: drifting islands of plastic debris in the oceans or underground repositories of nuclear waste, dubbed Cloaca Maxima—the Great Sewers. These underground tombs, meticulously marked for future generations, resemble incantations endlessly repeated—caught between guilt and warning. They are "the ultimate texts of the Anthropocene, our darkest mass." In leaving them behind, we hope that our language will endure—or, if not language, then symbols—that might alert our descendants to the catastrophic dangers of exploring these sites.

In his expeditions, Macfarlane tames the darkness, treating it as a state that reveals rather than conceals. "Darkness can mediate sight, and the path beneath the surface can lead not to loss, but to revelation."

The author recounts visits to underground observatories searching for traces of dark matter in the cosmos, journeys through the Parisian catacombs, and a quest for an elusive subterranean river. He tells of people for whom deep-sea cave diving in total darkness became a transcendental experience. "One finds oneself in a complete void, as though drifting into outer space. At some point, God disappears, as do the past and future. All that remains is the present—and the next millisecond. Such an environment is not threatening. A profound calm envelops the diver."

Together with the author, we also experience the Arctic landscapes of Greenland. We witness the calving of glaciers, feel the piercing blue of the ice—known in Scandinavia as "the blood of the glacier." Confronted by the awe-inspiring terror and beauty of this landscape, the author experiences "thick speech"—a profound sense that language itself is inadequate.

Ultimately, Macfarlane reminds us that both our planet and we ourselves are one. We are not independent beings who have convinced ourselves of dominion over existence. Instead, ''we are holobionts—communities of interdependent organisms, ecological units composed of trillions of bacteria, viruses, and fungi working in concert to sustain life''. If we wish to survive, we must, like the Wood Wide Web, learn to collaborate with all life that accompanies us.

Perhaps the first step is to adopt a new language—a "grammar of vitality"—that breathes fresh life into nature's existence. Such an approach, long understood by communities once unjustly labeled as "primitive," may offer us a path to transform our way of perceiving and engaging with the world.

I wholeheartedly recommend Robert Macfarlane's books. Through his narratives, we can experience landscapes we may never visit ourselves, and these encounters provoke a fresh perspective on the world.

K.