Sylvia Plath

27/12/2024

 

Sylvia Plath

"Dzienniki"


Muszę przyznać: "Jestem. Pod wrażeniem", jak kiedyś napisała Sylvia Plath.

Jej przepastne Dzienniki czytałam niespiesznie, dając jej słowom czas przeniknąć mą duszę. W Dziennikach najpierw przemawia do nas bardzo młoda, nastoletnia dziewczyna. Obserwujemy, jak dojrzewa, jak tłumaczy sobie rzeczywistość, jak snuje plany na przyszłość, marzy i kocha. Na swoje 18 lat zadziwia dojrzałością, zachwyca erudycją i gotowością do ciężkiej pracy. Podziwiam tę młodą dziewczynę za upór, który wkłada w rozwijanie swojej pasji – pisania.  

Sylvia nie wahała się czerpać garściami z tego, co oferowała młodość. Jednego dnia pisała: "Wpijam się, wgryzam w życie jak w dojrzałe jabłko. Czuję się w nim jak ryba w wodzie. Jestem szczęśliwa." I rzeczywiście była. Uczyła się wściekle i żarliwie, randkowała z równą pasją. Była niezmiernie ciekawa młodych chłopców, oddawała im usta, strony swojego dziennika i swoje młode serce. Pisała, że jest szczęśliwa, ale zaraz potem pytała z charakterystyczną dla siebie dociekliwością: "Ale co to znaczy być szczęśliwą?" Chciała więcej, lepiej, głębiej: "Doskonalić się, rozwijać samą siebie, zmuszać się do coraz trudniejszych rzeczy. Uczyć się. Zawsze."

Kochała ludzi: "Być może niczego innego się nie nauczyłam, ale umiem słuchać i kochać każdego. Humanitarna wiara w potencjał dobra w każdym człowieku. I współczucie dla jego słabości, jego tak zwanych pierworodnych grzechów."

Na ludzką "wykrzywioną w złości i nienawiści naturę" reagowała z młodzieńczą niewinnością i naiwnością: "Przestańcie, przestańcie, głupcy, bo otworzy się rozgniewane niebo i spadnie czterdzieści dni deszczu."

Miała niewyczerpany apetyt na życie: "Czeka mnie tyle pracy, czytania, myśli i doświadczeń. Jedno życie między młodością a starością nie wystarczy." Czytając te fragmenty, zastanawiałam się, jak to możliwe, że ta dziewczyna – pełna życia, pasji i planów – za dziesięć lat targnie się na swoje życie, skutecznie tym razem, pozostawiając w pokoju obok dwójkę małych dzieci.

A jednak Sylvii towarzyszył cień, który spadał na nią nieoczekiwanie, jak te czterdzieści dni deszczu. Jednego listopadowego dnia zapisała: "Boże, jeżeli kiedykolwiek chciałam popełnić samobójstwo, to właśnie teraz. Gęsta, bezsenna krew zalepia żyły, powietrze jest ciężkie i szare, pada (...) Ogarnia mnie obrzydzenie, rośnie chęć zatrzymania tej karabinowej serii przedmiotów i czynności. Zniszczyć świat poprzez zniszczenie siebie można tylko w przystępie desperackiego egotyzmu (...) Wszystko w rozsypce. Zabrakło integrującej siły, został tylko strach, instynkt samozachowawczy. Boję się. Nie jestem silna, jestem pusta. Za moimi oczami zaczyna się pustka, sparaliżowana jama, piekielna czeluść przykryta maską (...) Chcę się zabić, uciec od odpowiedzialności, żałośnie wpełznąć z powrotem do łona. Nie wiem, kim jestem ani dokąd zmierzam – a sama muszę odpowiedzieć na te ohydne pytania."

Sylvia walczyła z tym cieniem, szukała pocieszenia w swoim dzienniku i w przyjaciołach: "Otworzyłam się, zaczęłam płakać. Czułam, jak opada maska, jak z moich ust wylewa się fala żrącego, trującego szlamu, który nagromadził się we mnie (...) Kiedy leżałam na łóżku, Marcia dotknęła mnie w jedno miękkie miejsce, które pozostało na twardej, zimnej, wysuszonej skorupie, i zaczęłam płakać. To było oczyszczenie. Katharsis." 

Z wielką precyzją opisywała swoje zmagania z chorobą dwubiegunową: "Walcząc z depresją, czuję się, jakbym żyła pod wpływem dwóch prądów elektrycznych: jednego radosnego i pozytywnego, drugiego rozpaczliwego i negatywnego. Którykolwiek prąd jest aktywny, dominuje w moim życiu, przepływa przez nie. Teraz pochłania mnie rozpacz, niemal histeryczna, jakbym się dusiła. Jakby wielka sowa usiadła na mojej piersi, a jej szpony wbijały się w moje serce".

Po swojej pierwszej próbie samobójczej Dzienniki tracą część wcześniejszej lekkości – nadal pełne pasji, ale z niepokojącą świadomością, że ciemność może nadejść w każdej chwili. Sylvia walczyła, by utrzymać kontrolę nad swoim życiem, regularnie uczestnicząc w sesjach terapeutycznych.

W swoich dziennikach Sylvia opisuje swoje najgłębsze marzenia i lęki, przez to staje się niezwykle bliska czytelnikowi – niemal jak przyjaciółka, z którą chce się dzielić zarówno radości, jak i smutki.

Dzienniki są głęboko szczegółowe, z precyzją opisują przestrzenie, w których Sylvia mieszkała. Wiemy, jaka była atmosfera mieszkania, w którym żyła, pokój, w którym pisała, a nawet wzór tapety i kolor obicia sofy. Sylvia dbała o wygląd; ubrania były dla niej ważne, a swoje oraz cudze stroje opisywała z wielką uwagą. Często rozpoczynała wpisy od raportu pogodowego: "Zaczyna padać. Duże krople". Wszystko to sprawia,wrazenie jakby Sylwia stala obok nas na wyciagniecie reki.

Widzimy też Sylvię jako osobę czułą i odpowiedzialną, opiekującą się małymi dziećmi podczas letniej pracy, ale równie jako młodą kobietę, która rozkoszuje się towarzystwem rówieśników. Pisała: "W jakiś sposób te dziwkarskie noce budzą we mnie zakonnicze pragnienie pisania w samotności".

Dzienniki naturalnie opisują także jej pierwsze spotkanie z Tedem Hughesem, brytyjskim poetą o znacznym talencie i renomie, którego po kilku miesiącach znajomości poślubiła. Ted był dla niej wszystkim: "Wymyśliłam sobie boga" – napisała. Wczesne lata ich małżeństwa, poświęcone nauczaniu i pisaniu, były fascynujące. W tym czasie byli niezwykle szczęśliwi – para ambitnych, ciężko pracujących ludzi, którzy mieszkali w Stanach Zjednoczonych. Sylvia pisała:


"Mój mąż daje mi chleb i wiersze".

"Padało; pisaliśmy; sklejaliśmy nasze popękane dusze".

To był czas niezwykłej produktywności. Sylvia uczyła, chodziła na wykłady, szorowała garnki, wanny i piekarniki, aż jej ręce były poranione, skrupulatnie odkurzała każdy kąt mieszkania, sprawdzała prace swoich studentów i urządzała cotygodniowe przyjęcia, słynąc z doskonałej tarty cytrynowej z bezą. A mimo to wciąż pisała – wiersze, opowiadania, a nawet plany powieści. Jej głód sukcesu był nienasycony; nieustannie wysyłała swoje prace do magazynów i wydawców, często spotykając się z odrzuceniem. Pisanie było dla niej wszystkim: "Najgorsze ze wszystkiego byłoby życie bez pisania. Jak więc żyć z mniejszym złem i zapewnić, że pozostanie mniejsze?".

Był to także czas, kiedy zaczęła myśleć o macierzyństwie. Pragnęła być idealną żoną, gospodynią, matką i cenioną pisarką.

Dzienniki kończą się opisem życia Sylvii i Teda w małej wiosce w Wielkiej Brytanii, gdzie wychowywali dwójkę dzieci. Sylvia wydawała się szczęśliwa – miała wszystko, o czym marzyła: była kochającą matką, ambitną pisarką i miała przy swoim boku ukochanego mężczyznę. Jednak kilka miesięcy później para rozstała się. Sylvia przeprowadziła się do Londynu i kilka tygodni później odebrała sobie życie, pozostawiajac w czytelniku poczucie pustki i bezsilnosci wobec losow tak pieknej duszy. 

Sylvia w swoich dziennikach mnie zachwycila. I choć może to nie być książka dla każdego, z całego serca zachęcam, by Sylwie poznać. Czytajmy  zatem Sylvię Plath!

K.





Sylvia Plath

''The Journals''


I must admit: "I am. Impressed," as Sylvia Plath once wrote.

Reading her expansive Journals was an unhurried journey; I allowed her words the time to penetrate my soul.

The Journals begin with the voice of a very young, teenage girl. We watch her grow, interpreting the world, dreaming of the future, loving deeply, and weaving grand plans. For an 18-year-old, she astonishes with her maturity, captivates with her erudition, and inspires with her tireless dedication to hard work. I deeply admired this young woman for her perseverance in nurturing her passion for writing.

Sylvia embraced youth with fervor, once declaring:
"I bite into life as though into a ripe apple. I feel as though I belong, like a fish in water. I am happy."

And she truly was. She studied furiously, loved passionately, and was endlessly curious about young men, offering them her lips, the pages of her journal, and her tender heart.

She claimed happiness, yet questioned it with characteristic insight: "But what does it mean to be happy?" She wanted more, something deeper and richer: "To perfect oneself, to develop, to push toward increasingly difficult things. To learn. Always."

Her love for humanity was evident:
"Perhaps I've learned nothing else, but I know how to listen and love everyone. I have a humanitarian faith in the potential for good in every person, and compassion for their weaknesses, their so-called original sins."

Faced with humanity's "twisted, angry nature," she responded with youthful innocence and naivety:
"Stop it, stop it, you fools, or the angry heavens will open and send forty days of rain."

Sylvia had an insatiable appetite for life:
"There's so much work, reading, thinking, and experiencing ahead of me. One life between youth and old age is not enough."

Reading these passages, I found myself grappling with the tragic truth: this vibrant, passionate, and ambitious young woman would, within a decade, take her own life—this time successfully—leaving her two small children in the room next door.

And yet, a shadow often accompanied Sylvia, descending unexpectedly, like those forty days of rain.

One November day, she wrote:
"God, if ever I wanted to commit suicide, it's now. Thick, sleepless blood clogs my veins; the air is heavy and gray; it rains (...) I'm overwhelmed by revulsion, a growing desire to halt this machine-gun series of objects and actions. To destroy the world by destroying myself can only come from desperate egotism (...) Everything is in ruins. The unifying force is gone; only fear and self-preservation remain. I am afraid. I am not strong—I am empty. Beyond my eyes begins emptiness, a paralyzed abyss, a hellish void masked by a façade (...) I want to kill myself, to escape responsibility, to crawl pathetically back into the womb. I don't know who I am or where I'm going—and I must answer these horrific questions myself."

Sylvia fought this shadow, seeking solace in her journal and in friends:
"I opened up and began to cry. I felt the mask slipping, and from my mouth spilled a wave of caustic, poisonous sludge that had accumulated within me (...) As I lay on the bed, Marcia touched a single soft spot that remained on the hard, cold, dried shell, and I began to cry. It was cleansing. Catharsis."

She captured her struggles with bipolar disorder with stark precision:
"To fight depression is like living under the influence of two electric currents: one joyful and positive, the other despairing and negative. Whichever current is active dominates my life, surges through it. Now, I am consumed by despair, nearly hysterical, as though I'm suffocating. As though a giant owl sits on my chest, its talons digging into my heart."

After her first suicide attempt, the Journals lose some of their earlier lightness—still fervent and passionate, but with the ominous knowledge that darkness could descend at any moment. Sylvia worked tirelessly to maintain control over her life, attending regular therapy sessions.

In opening her Journals, Sylvia shares her deepest dreams and fears, becoming profoundly intimate with the reader—almost like a friend with whom one wishes to share both joys and sorrows.

The Journals are deeply detailed, describing the spaces Sylvia inhabited with precision. We know the atmosphere of the apartment where she lived, the room where she wrote, even the wallpaper pattern and the upholstery color of the sofa. Sylvia cared about her appearance; clothing was important to her, and she described her own and others' attire with meticulous attention. She often began her entries with a weather report: "It's starting to rain. Big drops." All of this makes Sylvia feel incredibly real—so much so that one senses her standing right beside them.

We also see Sylvia as someone tender and responsible, caring for tiny children during a summer job, yet equally as a young woman reveling in the company of her peers. She writes: "In some way, these whorish nights awaken in me a monastic urge to write in solitude."

The Journals naturally recount her first meeting with Ted Hughes, the British poet of considerable talent and acclaim, whom she married after only a few months of courtship. Ted was everything to her: "I've invented myself a god," she wrote. The early years of their marriage, devoted to teaching and writing, were fascinating. During this time, they were exceptionally happy—a pair of fiercely ambitious, hardworking individuals living in the United States. Sylvia wrote:


"My husband gives me bread and poems."

"It rained; we wrote; we mended our fractured souls."

It was a time of extraordinary productivity. Sylvia taught, attended lectures, scrubbed pots, bathtubs, and stoves until her hands were raw, meticulously vacuumed every corner of the apartment, graded her students' work, and hosted dinner parties, renowned for her brilliant lemon meringue pie. And yet, she persisted in writing—poems, stories, and even plans for a novel. Her hunger for success was insatiable; she sent her work tirelessly to magazines and publishers, often facing rejection. Writing was everything to her: "The worst of all would be a life without writing. How, then, to live with the lesser evil and ensure it remains lesser?"

This was also the time she began contemplating motherhood. She longed to be the perfect wife, homemaker, mother, and acclaimed writer.

The Journals conclude with Sylvia and Ted living in a small village in the UK, raising their two children. Sylvia seemed happy—she had everything she had dreamed of: a loving mother, an ambitious writer, and the cherished man by her side. Yet, only a few months later, the couple separated. Sylvia moved to London and, a few weeks later, ended her life.

What remains is a void, a lingering hunger, and a sense of helplessness at the twists of fate that could claim such a luminous soul...

I grew deeply fond of Sylvia through this reading. And though it may not be a book for everyone, I wholeheartedly encourage others to embrace her too. So, let us read Sylvia Plath!


K.


We use cookies to enable the proper functioning and security of our website, and to offer you the best possible user experience.

Advanced settings

You can customize your cookie preferences here. Enable or disable the following categories and save your selection.

The essential cookies are essential for the safe and correct operation of our website and the registration process.
Functional cookies remember your preferences for our website and enable its customization.
Performance cookies monitor the performance of our website.
Marketing cookies allow us to measure and analyze the performance of our website.